Michał Misztal: stycznia 2011

poniedziałek, 31 stycznia 2011

007: Cytat na ten tydzień #4

Brak komentarzy:

Jednak mimo takiego złagodzenia warunków ci, którzy przychodzili transportem z Oświęcimia, mówili, że gotowi są iść z powrotem w nocy i na kolanach, bo - tam było życie. Można było tam tanio kupić buty, ubranie czy lepsze żarcie, które to rzeczy przychodziły do obozu z transportami Żydów, których masowo gazowano. To było zdanie nie tylko tych, którym w Gusen było źle, ale i tych, którym było dobrze. Twierdzili w 1944 roku, że my jesteśmy w warunkach Oświęcimia z 1942 roku - a przecież w obozach z każdym rokiem następowała poprawa warunków. Oświęcim był dużym obozem - i fabryką śmierci - dlatego jest taki osławiony, lecz życie więźnia było bez porównania lepsze w Oświęcimiu niż w Gusen. Jest to zdanie starych obozowców, którzy siedzieli po dwa, trzy lata w Oświęcimiu, a później byli w Gusen. Dużo było takich, którzy żyli dwa, trzy lata w Oświęcimiu, a w Gusen wykańczali się po trzech, czterech miesiącach. Ci, których gazowano - umierali kilka minut. My w obozie umieraliśmy bez przerwy przez kilka lat i tylko jednostki przeżyły - plus minus pół procent więźniów przywiezionych do Gusen w 1940 roku przeżyło; a z tego wielu zmarło już po wojnie, a wielu - tak jak i ja - od lat choruje na gruźlicę płuc i czas ich życia też już jest policzony. Żyliśmy, ale do ostatniej godziny pobytu w obozie - do momentu otworzenia bramy - żaden z nas nie był pewien, czy żyć będzie.

Stanisław Grzesiuk, Pięć lat kacetu

poniedziałek, 24 stycznia 2011

006: Cytat na ten tydzień #3

Brak komentarzy:

Wszyscy inni są normalni. Życie wydaje im się piękne. Mogą stać w kolejce nie odczuwając bólu. Mogą stać tak bez końca. Wręcz lubią kolejki. Ucinają sobie pogawędki, uśmiechają się i flirtują ze sobą. Nie mają nic innego do roboty. Nic innego nie przychodzi im do głowy. A ja muszę patrzeć na ich uszy, usta, karki, nogi, tyłki i nosy. Czułem promienie śmierci sączące się z ich ciał jak smog, a słuchając ich rozmów miałem ochotę wykrzyknąć: Jezu Chryste, ratunku! Czy muszę tak cierpieć tylko dlatego, że chcę kupić funt mielonego i bochenek żytniego chleba? Nadchodził zawrót głowy i musiałem szeroko rozstawić nogi, żeby nie upaść; sklep wirował, a wraz z nim twarze sprzedawców o złotych i brązowych wąsach i bystrych, pełnych szczęścia oczach - oni wszyscy pragną awansować pewnego dnia na kierowników supermarketów i mają takie wyszorowane do białości, zadowolone twarze, kupują domy w Arkadii i co wieczór gramolą się na swoje blade, jasnowłose, wdzięczne żoneczki.

Charles Bukowski, Nazistowski konował [opowiadanie ze zbioru Na południe od nigdzie]

wtorek, 18 stycznia 2011

005: Kofeina #5 [zapowiedź]

Brak komentarzy:

Twitter Kofeiny twierdzi, że piąty numer magazynu pojawi się w Internecie 13 lutego. W numerze będzie można przeczytać moje opowiadanie Superbpohater. Wcześniej wspominałem o tym, że ten sam tekst ukaże się w Kwartalniku - tak wyszło, posłałem tu i tam kilka opowiadań, oba e-ziny zdecydowały się na pokazanie właśnie tego i nie miały nic przeciwko publikowaniu tych samych akapitów. Mi też to nie przeszkadza; czekam i na Kwartalnik, i na Kofeinę.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

004: Cytat na ten tydzień #2

Brak komentarzy:

Bozo powiedział mi, iż ludzie ci odwiedzają schroniska kilka razy w miesiącu. Mieli stosunki w policji, toteż "zastępca" nie mógł ich wyprosić. Ciekawe, że jeśli czyjeś dochody spadają poniżej pewnego minimum, inni uznają, iż mają prawo wygłaszać doń kazania i odprawiać mu modły nad głową.

George Orwell, Na dnie w Paryżu i w Londynie

poniedziałek, 10 stycznia 2011

003: Cytat na ten tydzień #1

Brak komentarzy:

Fiodor Michajłowicz Dostojewski, rosyjski powieściopisarz, stwierdził pewnego razu, że "Jedno święte wspomnienie z dzieciństwa jest chyba najlepszą nauką". Potrafię wymyślić inną przyspieszoną naukę dla dziecka, która jest na swój sposób równie zbawienna: poznać człowieka wielce szanowanego przez świat dorosłych, a potem zdać sobie sprawę, że ta osoba jest w rzeczywistości złośliwym szaleńcem.

Kurt Vonnegut, Slapstick

poniedziałek, 3 stycznia 2011

002: Deus ex Machina

Brak komentarzy:

1 stycznia ruszył projekt o nazwie Deus ex Machina, prowadzony między innymi przez lagu i lagu, zdolną dziewczynę (to w nawiązaniu do jednego z niedawnych wpisów na jej blogu, w którym wspominała o mnie), autorkę komiksu Pan P. O tym, że jest zdolna, nie piszę tylko po to, by się jej odwdzięczyć. Naprawdę jest. Zachęcam do śledzenia obu rzeczy, nad którymi obecnie pracuje, choć zdaję sobie sprawę, że nawet bez tego zin Deus ex Machina zdobędzie czytelników o wiele szybciej, niż choćby ten skromny blog. Trzymam kciuki.

Jeszcze jedno. Lagu i lagu wrzuciła to u siebie, więc myślę, że i ja mogę zamieścić tu jej ilustrację, a właściwie szkic ilustracji do napisanego przeze mnie opowiadania Superbohater, które, jak przypuszczam, zostanie opublikowane w internetowym zinie Kwartalnik. Pierwszy numer ponoć jeszcze w styczniu. Obok opowiadania ostateczna, lepsza wersja ilustracji oraz Pan P, a tymczasem:

sobota, 1 stycznia 2011

001: Doza #2

4 komentarze:

Drugi numer magazynu Doza ukazał się pod koniec listopada, czyli od mniej więcej miesiąca debiut literacki mam już za sobą. I to w dość nieoczekiwanej, także dla mnie samego, formie. Nie żeby ktoś przystawił mi do głowy pistolet i kazał pisać wiersze, ale, ujmując rzecz bardzo delikatnie, od zawsze nie znoszę poezji, a naskrobałem kilka przede wszystkim z przekory, na zasadzie: "przecież każdy może tworzyć takie bzdury, zaraz to udowodnię". Jakby tego było mało, samo tworzenie wcale nie okazało się być aktem skrajnego masochizmu. Sprawiło mi frajdę, co świadczy jedynie o tym, że nie jest ze mną najlepiej.

Żeby nie przedłużać: zastanawiało mnie, jak oceni to ktoś, kto zajmuje się ocenianiem takich bzdur na co dzień. Parę miesięcy temu wysłałem te moje bzdury na skrzynkę mailową Dozy... której redakcja uznała, że warto je wydrukować. I tak oto zadebiutowałem jako poeta, co jest w równym stopniu chore, dziwne i przyjemne. Przeraża mnie fakt, że poezja to dla mnie straszne ścierwo, a mimo to muszę uznać napisanie tych paru (słowo, które pojawi się tutaj zaraz po zamknięciu nawiasu, z trudem przechodzi mi przez gardło i nawet wystukanie go na klawiaturze jest sporym wyzwaniem) wierszy za niezłą zabawę. Najwyraźniej gdzieś po drodze zgubiłem rozum, bo niby jak inaczej wyjaśnić chęć wypluwania z siebie takich rzeczy?

Najpopularniejsze wpisy

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...