Jednak mimo takiego złagodzenia warunków ci, którzy przychodzili transportem z Oświęcimia, mówili, że gotowi są iść z powrotem w nocy i na kolanach, bo - tam było życie. Można było tam tanio kupić buty, ubranie czy lepsze żarcie, które to rzeczy przychodziły do obozu z transportami Żydów, których masowo gazowano. To było zdanie nie tylko tych, którym w Gusen było źle, ale i tych, którym było dobrze. Twierdzili w 1944 roku, że my jesteśmy w warunkach Oświęcimia z 1942 roku - a przecież w obozach z każdym rokiem następowała poprawa warunków. Oświęcim był dużym obozem - i fabryką śmierci - dlatego jest taki osławiony, lecz życie więźnia było bez porównania lepsze w Oświęcimiu niż w Gusen. Jest to zdanie starych obozowców, którzy siedzieli po dwa, trzy lata w Oświęcimiu, a później byli w Gusen. Dużo było takich, którzy żyli dwa, trzy lata w Oświęcimiu, a w Gusen wykańczali się po trzech, czterech miesiącach. Ci, których gazowano - umierali kilka minut. My w obozie umieraliśmy bez przerwy przez kilka lat i tylko jednostki przeżyły - plus minus pół procent więźniów przywiezionych do Gusen w 1940 roku przeżyło; a z tego wielu zmarło już po wojnie, a wielu - tak jak i ja - od lat choruje na gruźlicę płuc i czas ich życia też już jest policzony. Żyliśmy, ale do ostatniej godziny pobytu w obozie - do momentu otworzenia bramy - żaden z nas nie był pewien, czy żyć będzie.
Stanisław Grzesiuk, Pięć lat kacetu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz