Miniseria Ultra: Seven Days autorstwa braci Luna dopadła mnie nagle i z zaskoczenia. Kolega wyciągnął wydanie zbiorcze z torby, wziąłem je do ręki, zobaczyłem tytuł, zajrzałem na ostatnią stronę okładki: entuzjastycznie chwali Brian K. Vaughan, więc może być dobre, pomyślałem. Poza tym wygląda na (fakt, że kolejną) nietypową opowieść o superbohaterach, a ja lubię nietypowe opowieści o superbohaterach. Z torby kumpla komiks powędrował do mojej.
Pearl Penalosa, pseudonim Ultra, główna bohaterka opowieści, jest bardzo silna, lata, nosi specjalny kostium, nie zapominając o pelerynie, i ratuje ludzi. Było? Było. Ultra mieszka w Spring City, a pomaganie potrzebującym to dla niej po prostu praca na etacie, choć Pearl nie podchodzi do swojego zajęcia jak do nudnej roboty w korporacji, którą trzeba jak najszybciej odbębnić. Razem ze swoimi przyjaciółkami, które zajmują się dokładnie tym samym, są u siebie w mieście gwiazdami: udzielają wywiadów, uczestniczą w sesjach zdjęciowych, nagrywają utwory muzyczne i biorą udział w konkursie na najlepszą superbohaterkę. Czyli mamy do czynienia z historią o celebrytach w kolorowych kalesonach, ale nie jest to coś skupiającego się przede wszystkim na otwartych i bezlitosnych kpinach z tego rodzaju postaci, jak miało to miejsce w X-Force, a później w X-Statix Petera Milligana i Michaela Allreda.
Pewnej nocy Ultra i jej przyjaciółki, Aphrodite i Cowgirl, zauważają w drodze powrotnej do domu plakat reklamujący usługi wróżbitki. Odwiedzają kobietę, która przepowiada przeszłość każdej z nich. Pearl dowiaduje się, że w ciągu najbliższych, tytułowych siedmiu dni odnajdzie swoją prawdziwą miłość. Ani przez chwilę nie ma zamiaru przykładać wagi do przepowiedni, ale jej towarzyszki próbują przekonać ją, że wreszcie spotka mężczyznę swojego życia.
Kiedy spróbowałem zachęcić do tego komiksu innych ludzi, nakreślając jego fabułę, poległem. Jeśli ktoś szuka w nim latania, wybuchów, obdarzonych niesamowitymi zdolnościami łotrów, znajdzie to wszystko, ale na drugim planie. Na pierwszym jest Ultra i jej sercowe problemy. Oczywiście wkrótce po wizycie u wróżbitki spotyka kogoś, idzie z nim na randkę, rozmawiają przy herbacie... brzmi źle? Wiem. Ale siła tej historii polega na tym, że jest naprawdę świetnie napisana. Dialogi są fantastyczne i stanowią główną siłę tej miniserii. Nie podejrzewałem, że czytanie takiego komiksu sprawi mi tyle przyjemności, ale byłem w błędzie. Dawno nie bawiłem się tak dobrze i byłoby inaczej chyba jedynie gdybym należał do czytelników, którym bardzo przeszkadzają historie o superbohaterach pisane z przymrużeniem oka.
Ma się rozumieć, że to nie tylko obrazkowa komedia romantyczna, dzieje się tutaj trochę więcej i nie przez cały czas jest śmiesznie, ale większą część albumu pochłonąłem z uśmiechem na ustach. Muszę dodać, że bardzo szerokim. Cytowany na ostatniej stornie okładki Vaughan wcale nie kłamał: to naprawdę zabawna i niepowtarzalna opowieść o ludziach (głównie kobietach) w pelerynach.
Rysunki, choć nie rzucają na kolana, spełniają swoją użytkową rolę. Kadry są dobrze zaprojektowane, proste, pozbawione zbędnych szczegółów i przyjemne dla oka. Zostały jednak przytłoczone przez pomysł na przedstawienie całości. Pamiętam, jak chwaliłem The Filth za sposób wydania tego komiksu. Większość okładek Ultra: Seven Days wygląda jak okładki różnego rodzaju czasopism, na przykład tych wypełnionych zdjęciami gwiazd oraz „ciekawostkami” z ich życia. Znajdziemy na nich tytuły tekstów („Spring Music Preview – Snoop Froggy Frog, Destiny's Bastard, Poo Fighters and More”, czy „Bedroom Tips – Never be faster than a speeding bullet again”), oraz inne zapowiedzi tego, co będzie można znaleźć w środku numeru. Co ciekawe, czasami to samo pismo pojawia się później na dalszych stronach komiksu. Oprócz tego autorzy przygotowali również reklamy, w których biorą udział Ultra, Cowgirl i Aphrodite, a także wywiady z bohaterkami czy artykuły o ich działalności. Wszystko to sprawia, że wykreowany przez braci Luna świat nabiera większej autentyczności, jednocześnie wywołując na twarzy czytelnika jeszcze szerszy uśmiech. Rewelacyjny i bardzo dobrze zrealizowany pomysł.
Gdyby znów przyszło mi opowiedzieć komuś o tym komiksie, chyba nadal nie potrafiłbym streścić fabuły Ultra: Seven Days tak, by zachęcić kogoś do zapoznania się z albumem braci Luna. Mam nadzieję, że mimo wszystko udało mi się to w tej recenzji. Mogę się mylić i błędnie zakładać, że skoro ja nie słyszałem wcześniej o przygodach Pearl, nie słyszała o nich także większość rodzimych czytelników opowieści obrazkowych, ale jeśli mam rację, namawiam wszystkich do sięgnięcia po tę historię. Może nie przewróci niczyjego wyobrażenia o superbohaterach do góry nogami, ale dostarczy ogromnej dawki humoru i bezpretensjonalnej rozrywki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz