O Tylerze i jego kawałku Yonkers pisałem w kwietniu. Od tego czasu zdążyłem przesłuchać obie płyty autora, debiutancką Bastard oraz najnowszą, zatytułowaną Goblin. Po zapoznaniu się z tą pierwszą pomyślałem, że to jeszcze nie to, Tyler dopiero się rozkręcał, ale skoro teraz pokazał coś takiego jak Yonkers, Goblin powinien zwalić mnie z nóg. Niestety, drugi album rapera z Odd Future bardzo mnie rozczarował.
Tyler niewątpliwie potrafi rapować. Nadal bardzo podoba mi się numer, o którym pisałem wcześniej, ale co z tego, skoro cała reszta nie dorasta mu do pięt. Umiejętności MC nie zostały tu wykorzystane. Niby ma być kontrowersyjnie, jednak mam wrażenie, że to kontrowersja na siłę, opierająca się niemal wyłącznie na rzucaniu mięsem w co drugim wersie i opowiadaniu strasznych głupot (gdzie te gry słowne z Yonkers, bo albo ich nie zauważyłem, zapewne przez trudną do przetrawienia muzykę, albo rzeczywiście prawie ich nie ma). Płyta jest nudna i monotematyczna, ponad sześciominutowe kawałki to gruba przesada. Goście sprawdzają się jeszcze gorzej od gospodarza, zaś nienachalne dialogi z własnym sumieniem znane z numeru singlowego, wałkowane przez całą płytę też sprawiały, że nie mogłem powstrzymać ziewania, nie mówiąc o tym, że wszystko to już gdzieś było, i nie mam tu na myśli jedynie albumu Bastard.
Najgorsza jest jednak wspomniana już warstwa muzyczna. Do Yonkers musiałem się przekonać, dałem radę dopiero za którymś razem, ale jeśli chodzi o przekonywanie się do całej płyty, nawet nie mam zamiaru próbować. Nie lubię bólu. Przeczytałem gdzieś, że "to nie jest muzyka lekka, łatwa i przyjemna", co brzmi jak marne usprawiedliwienie faktu, że Goblin to w znacznej części kakofonia. Owszem, nikt nie mówił, że muzyka musi być za każdym razem lekka, łatwa i przyjemna, jednak powinno dać się jej słuchać, a tego napisać o drugim albumie Tylera niestety nie mogę. Jest granica pomiędzy ambitnym, trudnym w odbiorze rapem, a gwałcącym uszy, nieśmiesznym żartem. Goblin to właśnie taki nieśmieszny żart, przykry tym bardziej, że oczekiwałem czegoś rewelacyjnego.
Trudno, poczekam sobie dalej. Może za jakiś czas autor przesłucha swoje dzieło na spokojnie, wyciągnie odpowiednie wnioski, a potem nagra płytę, na jaką byłoby go stać już teraz, gdyby po drodze coś nie uległo nieprzewidzianej awarii. Boję się jednak, że - biorąc pod uwagę masę pozytywnych opinii oraz cały rozgłos wokół tego MC - przekonany o swojej boskości Tyler the Creator będzie dalej szedł w tym samym kierunku, co do tej pory. A to bardzo zły kierunek. Obym nie miał racji.
Krew Na Boisku 1/2024 (6): Zamówienie od SFG + powrotu do grania ciąg dalszy
-
*ZAMÓWIENIE OD SFG*
Wspominałem jakiś czas temu, że zamówiłem Order i brakujące modele do
Brewer's Guild. W miniony wtorek zamówienie wreszcie przyszło,...
5 tygodni temu
"Nie lubię bólu. "
OdpowiedzUsuńNikt nie lubi. Ale w ten sposób nie docenisz wielu wybitnych płyt. Każde podejście do przesłuchania płyty "Drift" Scotta Walkera uważam za niesamowitą traume... i szczerze powiedziawszy nie daje rady wytrwać do końca. Nie zmienia to faktu że uważam ją za jedną z najlepszych płyt w historii "muzyki rozrywkowej" (co brzmi w tym przypadku nie na miejscu ale trudno mi to inaczej klasyfikowac;) Mały sampel http://www.youtube.com/watch?v=GYyOkQUyJZM
W każdym razie... nie znam się na hh* ale zmierzam do tego że może warto zrewidować swój pogląd na tą płytę.
OdpowiedzUsuń*ale dla mnie ta płyta jest (przynajmniej) ciekawa a sama warstwa muzyczna mi się bardzo podoba...
Ja zachwycony "Yonkers" ograniczyłem się do kawałków znalezionych na jutubie. Nie wiem nawet, które pochodziły z pierwszej, a które z drugiej płyty, ale wszystkie wydały mi się po prostu przeciętne. "Yonkers" to rzecz oryginalna, odważna, z pazurem. Słuchałem w kółko swego czasu.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoim faworytem jest chyba kawałek Radicals. Dla mnie , kogoś kto nie słucha rapu Goblin jest przede wszystkim za długi. Co prawda ja słucham muzyki dużo bardziej "poszukującej" niż wy ale uważam że muzycznie jest bardzo fajnie. Znajdziemy tu dużo industrialu czy oszczędnej elektroniki. Trochę mi przykro że Michał pisze o tym jak o kakofonii bo na co dzień u mnie goszczą dźwięki dużo bardziej odległe od tradycyjnie pojmowanych muzycznych form ...
OdpowiedzUsuńA tą płytę panowie słuchaliście?
http://www.youtube.com/watch?v=f3fRL5TZv4M Ja Tylera chętnie usłyszał bym z Faustem albo nawet z Nurse with wound (Stapelton ponoć jest entuzjastą bardziej eksperymentalnego hip hopu).
Nie spodziewałem się Waszych komentarzy pod moją recenzją. Czyli Tyler naprawdę robi się bardzo znany, nie tylko wśród fanów rapu.
OdpowiedzUsuńMarcin, miałem identyczne odczucia.
Stig, na pewno przesłucham ten album jeszcze raz czy dwa, jednak nie oczekiwałbym, że spodoba mi się bardziej niż do tej pory. Kwestia gustu. Dälek - słyszałem parę płyt, ale nie znam numeru, który podesłałeś. Zaraz to sprawdzę.
"Stig, na pewno przesłucham ten album jeszcze raz czy dwa, jednak nie oczekiwałbym, że spodoba mi się bardziej niż do tej pory. "
OdpowiedzUsuńchodzi mi o to że nie można postrzegać muzyki w takich kategoriach... często nawet muzyki pozornie kojarzonej z "rozrywkową".
Dalek/Faust fajna rzecz... ja do Daleka trafiłem właśnie przez Faust :).
Mi się te bity po prostu nie podobają. I tyle. A tutaj link do recenzji, przy której moja jest bardzo łagodna, znalazło się też parę zdań o muzyce (zaraz pod Sknerusem):
OdpowiedzUsuńhttp://rapbzdury.blogspot.com/2011/05/tyler-creator-goblin-may-10-2011.html
A to nie tak z tą jego popularnością. Ja odkryłem "Yonkers" tylko dlatego, że wrzuciłeś klip na bloga. I sprawdziłem.
OdpowiedzUsuńA z ciekawości, co powiesz na fuzję rapu z jazzem w postaci np. Gang Starr?
A Dalek/Faust bardzo na plus.
A nie masz przypadkiem na myśli Guru i Jazzmatazz?
OdpowiedzUsuńTeż, ale wolę Gang Starr;)
OdpowiedzUsuńPatrze na E-40 o którym się ta osoba w kontekście muzyki Taylera wypowiedziała... no i rozumiem dlaczego Tyler taką karierę robi.
OdpowiedzUsuńJeśli ty coś fajnego(raczej muzycznie) możesz polecić z awangardowego HH to śmiało ... chętnie posłucham tym bardziej że od dłuższego czasu mnie do tego ciągnie.
@Marcin
OdpowiedzUsuńGang Starr oczywiście lubię, choć bardziej ze względu na Premiera niż na rapsy Guru. A pytałem o Jazzmatazz, bo sam Gang Starr nie jest dla mnie czymś, co można określić fuzją rapu z jazzem, więc myślałem, że może się pomyliłeś.
@Stig
Tu może być problem, bo słucham rapu głównie ze względu na teksty. Ale pewnie jeszcze nie raz napiszę coś o tej muzyce, może znajdziesz tam coś dla siebie.
Szkoda. Będę zaglądał. A Moora "The Moon and Serpent" słuchałeś?
OdpowiedzUsuńJa dość dużo spokenwordsów słucham... z rzeczy które mogły by cię w jakiś sposób zainteresować(intuicyjnie dość stwierdzam) polecam Hakima Beya http://w263.wrzuta.pl/audio/0EX9peiD7ZV/hakim_bey_-_poetic_terrorism .
A no na wyrost - jazzujący rap raczej. W Jazzmatazz nigdy nie udało mi się tak wkrecić, choć własnie ta fuzja mnie tak ciągnęła. Dla mnie jednak nie ma Premiera bez Guru. I na odwrót.
OdpowiedzUsuń&Stig
OdpowiedzUsuńNie, nie słyszałem. Warto? Pewnie warto.
Hakim Bey - sprawdzę jeszcze kilka razy i dam znać, czy mi się spodobało. Do tej pory nie ruszałem takich rzeczy, nie interesują mnie.
@Marcin
A dla mnie Guru był raczej średnim raperem, ale to znowu kwestia gustu. Co kto lubi.
"The Moon and Serpent" zdecydowanie warto...
OdpowiedzUsuńJeszcze ci zaśmiecę wątek: http://songsforloversandgangsters.blogspot.com/2011/06/klashnekoff-blood.html
OdpowiedzUsuńNie wiem czy miałeś przyjemność z tym panem obcować ... Mi się całkiem podoba.
Moore'a pewnie sprawdzę (prędzej czy później muszę), dzięki za zachętę i "zaśmiecanie". Rapsy całkiem niezłe, Hakim Bey podchodzi tak sobie.
OdpowiedzUsuńCo do nietypowego rapu, słuchałeś Cannibal Ox?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoore jest nie daleki temu co prezentuje Bey. Cannibal Ox nie znam. Spisałem. Chętnie sprawdzę.
OdpowiedzUsuńMoja dziewczyna puszcza mi ostatnio Pelican City - instrumentalny hip hop. O ile dobrze pamiętam widziałem u ciebie wpis o MF Doomie(mam racje? skojarzyłem po masce) który współpracował kiedyś z innym wcieleniem tego gościa - Danger Mouse...
To przesłuchaj płytę "The Cold Vein" i daj znać, co myślisz. Gwarantuję, że będzie dziwnie.
OdpowiedzUsuńO MF Doomie nie pisałem (na Komiksofilii są okładki jego albumów), ale znam, niektóre numery bardzo lubię, wielu nie trawię. Danger Mouse'a też znam. Nawet słuchałem ich wspólnej płyty jakoś w zeszłym tygodniu w autobusie. Samo Pelican City - pierwsze słyszę, rzadko sprawdzam instrumentale. Jeżeli lubisz takie rzeczy, polecam bloga http://strictlybeats.blogspot.com/ - masa płyt, nic tylko ściągać i słuchać.
Odebrałem dziś suchawy z naprawy i zabieram "The Cold Vein" ze sobą na piwo.
OdpowiedzUsuńCokolwiek o nowym Danger Mouse sądzisz? (Danger Mouse & Daniele Luppi - Rome)
Duże halo wokół tej płyty , ale ja jestem raczej zawiedziony...
I jak tam Cannibal Ox?
OdpowiedzUsuńNowy Danger Mouse - jeszcze nie słyszałem.
Słuchałem raz... tak wyszło że ostatnio nie najlepiej się czuje a albo coś innego mnie absorbuje. W domu też wziąłem na siebie za dużo obowiązków.
OdpowiedzUsuńWrócę ja do niej jak będę miał lepszy moment... Zapamiętałem fajne nawiązania do kosmische musik.
A mam prośbę. Napisz recenzję tej płyty u siebie na blogu. Oczywiście jeśli Ci się zachce.
OdpowiedzUsuńTaki miałem zamiar. Ale mam teraz sporo zaległości.
OdpowiedzUsuńNie ma problemu. Napiszesz coś o Cannibal Ox, chętnie przeczytam. Jeśli nie, trudno. Napiszesz coś innego i też przeczytam.
OdpowiedzUsuń"Tyler, we found your father."
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=Orlbo9WkZ2E
Jakoś, nie wiem, nie przemawia to do mnie. W ogóle.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo a dla mnie będzie to jedna z płyt tego roku...
OdpowiedzUsuńhttp://songsforloversandgangsters.blogspot.com/2011/09/death-grips-beware.html
(na początku przemawia charles manson)
Nie, dalej nie. Przykro mi. Numer lepszy od poprzedniego, ale dalej mi się nie podoba.
OdpowiedzUsuń