Na Ligaturze byłem, widziałem, podobało mi się i mam zamiar wracać tam co roku. Może wkrótce pojawi się gdzieś napisana przeze mnie relacja, najprawdopodobniej bardziej pijacko-towarzyska niż w postaci eleganckiego sprawozdania z poszczególnych punktów programu, bo zaliczyłem tylko trzy: warsztaty prowadzone przez Maćka Pałkę i Dominika Szcześniaka, spotkanie z autorami komiksu Niedźwiedź, kot i królik (tutaj dopadł mnie kryzys i niestety trochę przysypiałem) oraz koncert pani grającej na balonach (tutaj też dopadł mnie kryzys i wyszedłem z bolącym ze śmiechu brzuchem, co jest w porządku, gorzej z bolącymi uszami). A, no i jeszcze Cafe Mięsna, czyli "nocna hulanka twórców i czytelników komiksów", z atrakcjami w postaci browarów lanych z puszek do knajpianych szklanek, ciskania rysunku Bane'a w notatniku Dominika Szcześniaka i pozbawionego sensu (ale czy na pewno?) czekania pod zamkniętymi drzwiami kibla, zza których dobiegało głośne kobiece jęczenie. Było kilka nagród i wyróżnień, jedno z nich, za promowanie opowieści obrazkowych, dostał dwutygodnik ArtPapier, a jeśli się nie mylę, zanim zaproponowałem im swoje recenzje komiksów, chyba w ogóle nie było tam tego typu tekstów, także cieszę się bardzo. Nawet jeśli jestem w błędzie, i tak się cieszę.
Poza tym na Ligaturze swoją premierę miał piąty numer 1 zine, a w nim dwie kolejne cieszące mnie rzeczy, moje opowiadanie Coś o walce i Zabaweczki, czyli komiks Pawła Kollera. Zinu/zina (nigdy nie wiem) jeszcze nie czytałem, ale po kilkukrotnym szybkim przejrzeniu wydaje się być interesującą lekturą z ciekawymi autorami, no i jest naprawdę zajebiście wydany. Kawał dobrej roboty od Marty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz