13 (nieprzypadkowo w piątek) lipca zacząłem wrzucać tu swoje śmieszne komiksy, jutro mamy 13 sierpnia. Mija miesiąc. Ku mojemu zaskoczeniu jeszcze mi się nie odechciało. Ku mojemu jeszcze większemu zaskoczeniu nie przeczytałem ani nie usłyszałem ani jednej opinii o Donikąd oskarżającej mnie o to, że chyba w dupie mi się poprzewracało, skoro nie wstydzę się pokazywać publicznie takich bazgrołów i jeszcze w etykietach każdego wpisu zwalać to na nieistniejącego pięcioletniego brata. Nikt nie zapytał mnie, po co właściwie to robię, za to Maciek Pałka wrzucił jeden z pasków na Facebooka, dodając komentarz "Śmiech przez łzy", przez co, kiedy zobaczyłem to w pracy, prawie dostałem zawału, myśląc, że komentarz dotyczy moich nieudolnych rysunków i oto zaczęło się zasłużone szydzenie z mojej serii. Ale Maciek, były konsultant infolinii, na szczęście miał na myśli treść odcinka i zapewne wspomnienia, jakie wywołał. Jak to na Facebooku, poniżej od razu pojawiły się komentarze innych i nikt nie czepiał się tego, że przecież nie potrafię rysować. Ani trochę. Są osoby, które czegoś nie potrafią, ale uchodzi im to na sucho, a czasem nawet stanowi atut ich twórczości (na przykład Ol' Dirty Bastard, jeden z moich ulubionych raperów, który nigdy nie umiał śpiewać, jednak uwielbiałem, kiedy śpiewał). Raczej nie jestem jedną z takich osób, więc będę musiał się starać, zaś inni będą póki co musieli znosić moje przezabawne próby stania się lepszym rysownikiem.
O co w ogóle chodzi? Zawsze chciałem robić komiksy i, choć teraz pewnie trudno w to uwierzyć, pół życia temu potrafiłem tworzyć znośne kadry, ale później zupełnie mi się odechciało. Po latach moje umiejętności rysowania zmalały do zera. Mimo to trawiłem od dłuższego czasu pomysł własnego paska, pewnie głównie dzięki Fistaszkom, później dzięki lekturze PvP oraz komiksu American Elf. Ten ostatni, pomimo największego podobieństwa do mojego Donikąd, poznałem dobrze tak naprawdę już po narysowaniu kilku odcinków, przedtem kojarzyłem jedynie, że to komiksowy dziennik, czyli dokładnie to samo, co chciałbym robić. Autobiograficzna twórczość to, powoli się z tym godzę, chyba jedyne, na co mnie stać. Od samego początku wiedziałem, że jeśli się tym zajmę, będę musiał rysować Donikąd samodzielnie, bo nie ma twórcy z tak dobrym sercem, żeby przez 365 dni w roku siedział dla mnie nad kartką, ilustrując moje życie, tym samym odsuwając na bok własne pomysły. Niezrażony tym faktem, stwierdziłem, że podejdę do tego tak, jak Trondheim do tworzenia Lapinota: nie będę się niczym przejmował. Bo jeśli narysuję sto drzew, setne powinno wyglądać o wiele lepiej niż pierwsze. Przynajmniej w teorii.
Chyba chodzi mi o to, żeby jakoś usprawiedliwić fakt, że ośmieliłem się zaprezentować ludziom coś tak słabego, w każdym razie słabego graficznie. Ktoś mógłby mi powiedzieć, że powinienem bazgrać do szuflady, ćwiczyć przez rok albo dwa i dopiero pokazywać Donikąd światu. Pewnie, powinienem. Ale wtedy chyba nie miałbym większej motywacji. Miałbym świadomość, że jeśli nie będzie mi wychodziło, zawsze mogę wycofać się po cichu i nikt nie zauważy. Teraz, kiedy pokazałem już, co chcę zrobić, chcę też pokazać, że będę potrafił. Z treścią raczej nie będzie problemu (choć Mei napisała mi, że moje paski są "fajne" i, co mnie zaskoczyło, "smutne takie bardzo, dobijające, życiowe takie", a wcale nie towarzyszy mi chęć dobijania), wydaje mi się, że umiem pokazać jeden dzień ze swojego życia w przynajmniej trochę interesujący sposób. Problemem będą kadry. Mam nadzieję, że do czasu.
Mam też nadzieję, że udało mi się usprawiedliwić to, co robię, wystarczająco dobrze. Jeśli nie, trudno. Nadal będą się tu pojawiać informacje o moich opowiadaniach, teksty z cyklu Metody Marnowania Czasu i cała reszta (żeby nie zginęła w natłoku pasków, po prawej na dole zamieszczam linki do najnowszych dłuższych wpisów). Może należało założyć osobnego bloga w celu publikowania samych pasków, ale mam już dwa, czyli o jednego za dużo. Nie chciałoby mi się zajmować trzema naraz. Niech wszystko poza recenzjami komiksów będzie tu. Jeden pasek dziennie. Chociaż nie do końca, od jutra następuje mała zmiana. Te 31 odcinków, które pokazałem do tej pory, narysowałem ze sporym wyprzedzeniem, żeby sprawdzić, czy dam radę. Treść wcale nie dotyczyła danego dnia. Od jutra zaczynam to, czym Donikąd miało być od samego początku, czyli komiksowym dziennikiem. Jeden pasek na każdy dzień. I niekoniecznie jeden dziennie na blogu. Póki co nie mam stałego dostępu do skanera, więc może zdarzyć się tak, że na przykład nie będę publikował nic przez tydzień, a potem wrzucę 7 odcinków za jednym zamachem. Pewnie tak będzie. Pewnie też nieraz poczuję odruch wymiotny na samą myśl o nabazgraniu nowych kadrów, ale mam nadzieję, że nigdy nie stanie się to przykrym obowiązkiem. Jeśli tak, oleję to, a na razie zaciskam zęby i godzę się z tym, że nie umiem rysować, mając świadomość, że nie zmieni tego nic poza samym rysowaniem. Bez kręcenia nosem, że na razie nie wychodzi.
16/2024 (766): Deadpool & Wolverine
-
Przed obejrzeniem tego filmu miałem w głowie mniej więcej taki tekst,
spodziewając się, że będę mógł go później użyć: *Są we mnie dwa wilki.
Pierwszy, kt...
3 miesiące temu
Do boju! kibicuję i czytam na bierząco :)
OdpowiedzUsuńDzięki, cieszę się, że kogoś to interesuje.
OdpowiedzUsuń